Przejdź do głównej zawartości

What happens in Vegas stays in Vegas !

10 września ok godziny 11 czasu miejscowego wylądowaliśmy w Las Vegas :) Jak już pisałam w poprzednich postach, nieco zmęczeni ( po 30 godzinach na nogach ) wskoczyliśmy prosto do łóżek. Nasz hotel mieścił się niedaleko głównej ulicy, jednak nie w samym centrum, stąd każdego dnia musieliśmy nieco maszerować. Miało to jednak swoje plusy ( podobnie jak w Nowym Jorku ), bowiem po drodze mogliśmy zobaczyć kilka innych hoteli ( które swoją drogą robiły niezłe wrażenie ), odwiedzić kilka sklepów z pamiątkami czy zagościć w naszym ulubionym outlecie - Ross.


Nasz hotel oczywiście z kasynem w środku :) 


Inne hotele.. 







Pierwszego dnia pogoda nas nie rozpieszczała bowiem złapała nas ulewa ! ( na pustyni :D ) Mieliśmy zatem powód, aby wejść do kasyna, gdzie osobiście przegrałam 5$! Chłopaki przegrali więcej, co było odpowiednią motywacją dla mnie do odejścia od hazardu :D 

Mimo tego, podekscytowani miejscem, żaden deszcz nie był nam straszny. W hotelowym pokoju pojawiliśmy się dopiero w środku nocy.






Wszystko nastawione na imprezę :D 





Wenecja w Vegas :)



Egipt w Vegas :)


Paryż w Vegas :)




Nowy Jork w Vegas :)



Statua była zrobiona z cukierków :)



















Z takiego cuda pije się w Vegas.. na ulicy :) Jakby mogło być inaczej w Vegas?  Picie alkoholu publicznie jest legalne :D Kiedy zapada zmrok można zobaczyć osoby spacerujące z piwem czy z takim czymś jak my. Nie powiem, wygodne. Zwłaszcza w Vegas, kiedy impreza goni Cię na każdym kroku. Nie bez powodu to miasto nazywane jest miastem grzechu :)


Był już M&M sklep, czas na Coca Cola :)


Ekran na dachu, tutaj co godzinę ( lub co pół, już nie pamiętam ) wyświetlane były koncerty. Wrażenie niesamowite, bowiem było strasznie głośno, więc można było poczuć się jak na prawdziwym koncercie. W przerwach zaś można było posłuchać małych kapeli dających koncerty na żywo :)



Miejsce to nie znajduje się na głównej ulicy Las Vegas. Trzeba się nieźle natrudzić żeby tam dotrzeć, my doszliśmy tylko do pewnego momentu, ale nogi odmawiały nam posłuszeństwa stąd postanowiliśmy złapać taxi. Nie kosztowałaby nas majątek, bo 9$ jednak tego dnia mieliśmy niesamowite szczęście.Kiedy dojechaliśmy na miejsce i złapaliśmy się za portfele, aby zapłacić, taksówkarz uprzejmie poinformował nas że przejazd ten odbył się za darmo ! Do dziś nie wiemy jak to się stało, ale dostaliśmy ulotki, a taxi wyglądała jak należąca do jakiejś firmy. Prawdopodobnie była to darmowa reklama i taksówka ta jeździ po Las Vegas za darmo. Byliśmy ogromnie szczęśliwi i zaskoczeni :) 


Jak na Vegas przystało nie mogło się obyć bez hazardu.Niestety nie wygrałam tego miliona dolarów jak oczekiwałam :( 




Śniadanko. Kanapeczki i kawka z McDonald's. Takie rarytasy tylko w Vegas :) 




Hotel Circus Circus, w środku można znaleźć rollercoaster, niestety kiedy my tam byliśmy było zamknięte :(





Niektóre hotele robiły niesamowite wrażenie 





Główna ulica za dnia .. 




W Vegas też można zrobić zakupy, w jednym z hoteli :)








Ja też trochę zaszalałam, ze względu na to że w Las Vegas było najtaniej i był najniższy podatek. Niestety dane mi było wybrać jedynie outlet Ross, ale i tak jestem bardzo zadowolona z moich zakupów :) Jeszcze kiedyś tu wrócę, a wtedy odwiedzę tą słynną aleję butików :D 


Przed hotelem Belagio. Najsłynniejszy hotel w Vegas, przed którym możemy zobaczyć przepiękny pokaz fontanny. 






A na koniec ostatniego dnia w Vegas spotkaliśmy.... Tailin :D Teraz możemy powiedzieć, że spotkaliśmy prawie wszystkich poza campem. Z wyjątkiem Balazsa, który skończył podróż już 7 września, dlatego nie mieliśmy okazji się spotkać :( 


Tailin dołączyła także do naszej podróży dzisiaj :) To na tyle z Vegas, kolejnego dnia wyruszyliśmy do Los Angeles, zahaczając po drodze o Grand Canyon i San Diego, ale o tym w następnym poście :) Dodam tylko, że myślałam, że w Vegas jest gorąco ( 28 stopni), jednak to w Los Angeles jest prawdziwy upał :D 




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Słoneczny patrol, czyli Santa Monica

Prosto z San Diego udaliśmy się do Los Angeles, gdzie spędziliśmy pierwszą noc. Kolejney dzień zapowiadał się przepięknie. Ani jednej chmurki na niebie, za to słońce nieźle przygrzewało. Korzystając z pogody i licząc, że tym razem ocean będzie cieplejszy udaliśmy się na jedną z pięknych plaż w Los Angeles, Santa Monica. Właściwie jest to nadbrzeżne miasto położone w zachodniej części Los Angeles. Podobnie jak San Diego od razu nas zachwyciło. Myślę, że najlepiej wspominam tą plażę, a zwiedziliśmy ich sporo. Plaża ta była również miejscem nagrywania popularnego serialu " Słoneczny patrol". Wygląda podobnie jak w intro, jednak była dużo mniej zatłoczona ( może z powodu końca sezonu ) :)  Słynna budka dla ratowników.  Chłopaki nabyli tą o to deskę do pływania, która to towarzyszyła nam do ostatniego dnia wyprawy. Ledwo zmieściła się do samochodu, ale był to za to nasz znak charakterystyczny. Od tej pory zostałam sama na plaży, bowiem ch

Rajska wyspa czy uboga stolica? Bahama !

Na Bahama znaleźliśmy się 3 października, gdzie przylecieliśmy z Miami. Wstaliśmy wcześnie rano, aby o 8.40 wylecieć na te egzotyczne wyspy, gdzie spędziliśmy 5 dni. Już po niespełna godzinie znaleźliśmy się w Nassau. Bahamas to państwo wyspiarskie na Oceanie Atlantyckim ze stolicą w Nassau, które znajduje się na wyspie New Providence, gdzie i my spędziliśmy te kilka dni. Bahamas praktycznie nie posiadają przemysłu, a głównym środkiem dochodu jest oczywiście turystyka, gdzie zatrudnionych jest ok. 66% ludności. Co ciekawe Bahamy posiadają najmłodszą wiekowo populację świata ( 50% nie przekroczyło jeszcze 30. roku życia ). Liczba mieszkańców to ponad 300 tys., a obowiązującą religią jest chrześcijaństwo. Przez pierwsze trzy dni mieszkaliśmy osobno. Sylwia i Mateusz na rajskiej wyspie - Paradise Island ja w centrum Nassau. Codziennym spacerkiem odwiedzałam Paradise Island z uwagi na piękną plażę. Dzięki temu na własnej skórze doświadczyłam zderzenia dwóch, całkowicie spr

Zakupy po amerykańsku :)

Kochani z uwagi na liczne obowiązki, zawiesiłam na małą chwilkę dodawanie wpisów. Mam nadzieję jednak, że nikt nie pomyślał, że ów blog przestał działać, nic podobnego :) Kiedy robiłam zakupy w amerykańskich sklepach od razu wiedziałam, że muszę o tym procesie opowiedzieć po powrocie :P Dlatego też postanowiłam zrobić małą dokumentację podczas wizyty w Walmarcie i oto jest wpis o zakupach po amerykańsku. W kilku wcześniejszych wpisach wspominałam już o szale zakupowym jaki dopadał nas w outletach. Dzisiaj będzie o zakupach spożywczych :) Możliwe, że niektórzy z Was słyszeli o najsłynniejszym w USA supermarkecie, w którym to amerykańskie rodziny robią zakupy. Mowa o Walmarcie, który wygląda mniej więcej tak :  lub tak : A tak wygląda ich główne logo i hasło.  Walmart to amerykańska sieć supermarketów założona w 1969 r. przez Sama Waltona. W 2010 r. zdobyła tytuł największego sprzedawcy detalicznego na świecie. Pod koniec 2008 r. Walmart zanotował czysty zysk w granic