W środku nocy w końcu przekroczyliśmy granicę stanów ( z Nevady do Arizony, a następnie z Arizony do Caflironii) i dotarliśmy do San Diego. Zmęczeni całodzienną podróżą, ale szczęśliwi że w końcu możemy odpocząć położyliśmy się spać. Rano udaliśmy się na kontynentalne śniadanie, które czekało na nas w lobby, a następnie zapakowaliśmy się znowu do naszego Nissana i ruszyliśmy na podbój San Diego. Warto dodać, że jest to drugie co do wielkości miasto w stanie Kalifornia,a od południa graniczy z Meksykiem. Był to także nasz pierwszy upalny dzień, stąd zaraz po zwiedzaniu miasta udaliśmy się nad ocean :]
No to w drogę :)
Nasz hotel.
Przewodnik
\
I jak się prezentujemy?
Domki jak z filmów o dzikim Zachodzie :D
Miasteczko strasznie nam się spodobało, a szczególnie Farhadowi. Uznał to miejsce za jedno z najbardziej urodziwych, które do tej pory odwiedziliśmy. San Diego posiada szczególny klimat, położone jest także nad oceanem co dodaje mu uroku. Było to nasze pierwsze miejsce, gdzie zetknęliśmy się z kulturą meksykańską.
Nad oceanem. Pogoda wymarzona, chociaż po czasie zaczęło przybywać chmur. To tutaj zaliczyliśmy pierwsze wejście do Oceanu i ... pierwszy szok. Nie spodziewałam się, że ocean będzie aż tak zimny, niemal lodowaty! Dla mnie woda musi mieć ponad 20 stopni, żebym mogła do niej wejść. Zazwyczaj nie pływam w Bałtyku, bo uważam, że woda jest zbyt zimna nawet w najgorętszym okresie wakacji. Również kiedy byłam w Egipcie, momentami Morze Czerwone wydawało mi się za zimne, także można sobie wyobrazić co przeżywałam wchodząc do lodowatego oceanu. Nie mogłam jednak odmówić sobie tej przyjemności. W końcu nie zawsze ma się taką okazję :) Myślałam jednak, że szybko przyzwyczaję się do wody i nie będzie mi już tak zimno. Niestety to tylko złudne nadzieje :(
Fale były ogromne :)
Po przygodach z oceanem, ruszyliśmy do portu. Po drodze odwiedziliśmy nową część miasta, które również nas zachwyciło.
Pomnik marynarza i narzeczonej w porcie :) Był ogromny i robił wrażenie.
Jeszcze tylko kolacja i w drogę do Los Angeles, gdzie spędziliśmy kolejne 3 dni :)
Staramy się jeść jak najrzadziej w tego typu miejscach, niestety trzeba przyznać, że można tu zjeść szybko, dużo i w miarę tanio, a także skorzystać z internetu. McDonald's wybieramy jednak tylko w ostateczności, częściej kupujemy półprodukty w Walmarcie i przyrządzamy sami lub jadamy w Subway ( korzystamy z promocji - duża kanapka za 5$ :D )
Kiedy pisze tego posta jestem już w San Francisco, gdzie spędzę ostatnie dwa dni swojej amerykańskiej przygody ! :( Już pojutrze wylatuję do Polski. Z jednej strony cieszę się, że wracam, ale z drugiej chciałabym jeszcze trochę tutaj zostać. Te 3.5 miesiąca minęły strasznie szybko. Pozostaje mi wierzyć, że wrócę tu jeszcze i cieszyć się nadchodzącymi dniami :) Buziaki !
Komentarze
Prześlij komentarz