Już za chwilę zaczynam nową przygodę, więc warto podsumować tą która wydarzyła się poprzedniego lata. Na początek chciałabym jednak serdecznie pozdrowić wszystkich moich czytelników i podziękować za wiele wspaniałych i ciepłych słów, które usłyszałam zarówno na szkoleniu Camp Leaders ,w którym niedawno uczestniczyłam, ale również od moich znajomych, którzy bacznie obserwują moje wpisy :) Jest mi bardzo miło i mam nadzieję, że zostaniecie ze mną i moimi wpisami na dłużej :)
Wiele razy już pisałam, że były to niezapomniane chwile i jak bardzo jestem zadowolona z tego, że je przeżyłam. Mimo tego iż zdarzały się małe spięcia między nami i czasami się nie dogadywaliśmy w pewnych kwestiach, myślę że każde z nas potwierdzi, że tworzyliśmy zgraną ekipę. Spędziliśmy całe mnóstwo chwil zarówno tych śmiesznych jak i wzruszających. Z czasem wytworzyliśmy sobie rytuały, już od rana umawialiśmy się co będziemy robić po pracy. Była ładna pogoda - szliśmy popływać w jeziorze, było zimno - umawialiśmy się w staff roomie na grę w karty lub film. Uzupełnialiśmy się również między sobą jeśli chodzi o pracę. Z nami, pracującymi w kuchni wszyscy chcieli trzymać, my zaś nie raz prosiłyśmy chłopaków - maintenance ( Johnny i Balazs ) żeby przybili nam gwoździa w domku, skosili trawę pod domkiem czy zamontowali sznurki na pranie.
Dokładny opis tego co robiliśmy w wolnym czasie znajdziecie tutaj. Podczas tych spotkań udało nam się nakręcić wiele filmików i zrobić całą masę zdjęć. W tym poście wybrałam najlepsze z nich oraz podzieliłam je na kilka kategorii. Na początek jednak przypomnienie podróży i pierwszego dnia na campie. Nigdy wcześniej o tym nie pisałam na blogu, a przecież podróż i pierwszy dzień na Waszych campach już niebawem :)
Ojczyznę opuściłam : 10 czerwca 2013 r. Leciałam z Warszawy przez Hamburg do Nowego Jorku.
W Nowym Jorku byłam o : 11.40.
Na camp dotarłam o : 9 p.m
Moja podróż trwała ok.: 20 godzin.
Na campie byłam : 13 tygodni, prawie 3 miesiące, czyli 91 dni :)
W USA spędziłam: 15 tygodni, czyli 105 dni :)
Do Polski wróciłam 22 września.Leciałam z San Francisco do Nowego Jorku, stamtąd do Warszawy przez Frankfurt. Z Warszawy jeszcze do Wrocławia, a w domu byłam 24 września o 17 czasu polskiego.
Migawki z podróży Polska - USA:
Pierwszego dnia po przyjeździe mieliśmy wolne. Po śniadaniu poznaliśmy Balazsa, który opowiedział nam co gdzie i jak. Siedzieliśmy wspólnie w kuchni gdzie był internet, a ja mogłam wówczas porozmawiać z rodziną na skype, że bezpiecznie dotarłam. Trudy pokazała nam również nasze miejsce pracy i przedstawiła pozostałym pracownikom. Kolejnego dnia przyjechał Farhad. Po południu pogoda dopisywała więc wybrałyśmy się z Patrycją pozwiedzać. A o to tego efekty:
Już drugiego dnia chłopaki zaliczyli kąpiel w jeziorze :)
Tego dnia wieczorem powstało również nasze PIERWSZE wspólne zdjęcie :) Za tydzień od naszego przyjazdu na campie pojawiła się Tailin, Nora i Katarina. Tak powstał najlepszy skład ever :)
Wiele razy już pisałam, że były to niezapomniane chwile i jak bardzo jestem zadowolona z tego, że je przeżyłam. Mimo tego iż zdarzały się małe spięcia między nami i czasami się nie dogadywaliśmy w pewnych kwestiach, myślę że każde z nas potwierdzi, że tworzyliśmy zgraną ekipę. Spędziliśmy całe mnóstwo chwil zarówno tych śmiesznych jak i wzruszających. Z czasem wytworzyliśmy sobie rytuały, już od rana umawialiśmy się co będziemy robić po pracy. Była ładna pogoda - szliśmy popływać w jeziorze, było zimno - umawialiśmy się w staff roomie na grę w karty lub film. Uzupełnialiśmy się również między sobą jeśli chodzi o pracę. Z nami, pracującymi w kuchni wszyscy chcieli trzymać, my zaś nie raz prosiłyśmy chłopaków - maintenance ( Johnny i Balazs ) żeby przybili nam gwoździa w domku, skosili trawę pod domkiem czy zamontowali sznurki na pranie.
Dokładny opis tego co robiliśmy w wolnym czasie znajdziecie tutaj. Podczas tych spotkań udało nam się nakręcić wiele filmików i zrobić całą masę zdjęć. W tym poście wybrałam najlepsze z nich oraz podzieliłam je na kilka kategorii. Na początek jednak przypomnienie podróży i pierwszego dnia na campie. Nigdy wcześniej o tym nie pisałam na blogu, a przecież podróż i pierwszy dzień na Waszych campach już niebawem :)
Ojczyznę opuściłam : 10 czerwca 2013 r. Leciałam z Warszawy przez Hamburg do Nowego Jorku.
W Nowym Jorku byłam o : 11.40.
Na camp dotarłam o : 9 p.m
Moja podróż trwała ok.: 20 godzin.
Na campie byłam : 13 tygodni, prawie 3 miesiące, czyli 91 dni :)
W USA spędziłam: 15 tygodni, czyli 105 dni :)
Do Polski wróciłam 22 września.Leciałam z San Francisco do Nowego Jorku, stamtąd do Warszawy przez Frankfurt. Z Warszawy jeszcze do Wrocławia, a w domu byłam 24 września o 17 czasu polskiego.
Migawki z podróży Polska - USA:
Nasze pierwsze wspólne zdjęcie, na lotnisku w Warszawie.
Lunch w liniach United Airlines
A gdy nasze nogi stanęły na amerykańskiej ziemi ruszyliśmy do znajomej nam restauracji McDonald's, gdyż do odjazdu autobusu na camp mieliśmy kilka godzin.
Zmęczone ale podekscytowane. Nowy Jork przywitał nas deszczem.
Shake z bitą śmietaną i wisienką, takie rzeczy tylko w USA :]
Wejście do McDonald's niczym kino znane amerykańskich filmów.
Niedługo potem ruszyliśmy na miejsce skąd odjeżdżał nasz autobus do Glens Falls, gdzie miała czekać na nas Trudy. Wówczas wykonaliśmy pierwszy telefon w USA, aby powiedzieć naszej szefowej że niedługo będziemy w umówionym miejscu. Z tego co później opowiadała nam Trudy nie zrozumiała prawie nic co wtedy do niej mówiliśmy. Nic jednak nie przebije Farhada, który od początku zatrudnienia uważał, że Trudy to mężczyzna i gdy dzwonił do niej po przybyciu do USA, a telefon odebrała kobieta wziął ją za sekretarkę pana Trudy. Poprosił grzecznie o przekazanie Trudy, że już niedługo będzie :) Do końca pobyty na campie wypominaliśmy mu to i pękaliśmy ze śmiechu. Szkoda, że nie widziałam jego miny, gdy zobaczył się z Trudy twarzą w twarz i dopiero doszło do niego, że Trudy to nie mężczyzna, a kobieta.
Jeszcze tylko pamiątkowa fota w stylu " Jesteśmy na Manhattanie" :)
Tego dnia padaliśmy ze zmęczenia a ostatnie kilka godzin w autobusie na camp przespałam. Gdy dotarliśmy było ciemno i padało, więc Trudy pokazała nam tylko domek i toalety. Po 20 godzinach podróży w końcu mogliśmy wziąć prysznic.Nie myślałam wówczas ani o możliwych pająkach w domku, ani że jestem w obcym miejscu. Padłam i obudziłam się dopiero następnego dnia z pukaniem Patrycji do mojego pokoju. Codziennie miałyśmy taki zwyczaj, że pukała do moich drzwi gdy szła na śniadanie, jeden na 6 dni w tygodniu ( kiedy miałam zamianę popołudniową ) wstawałam :p
Tak wyglądał nasz domek.
Podzielony był na cztery pokoje. Każda z nas miała swój, ja mieszkałam na przeciwko Patrycji, dalej Nora i Tailin.
Moje łóżko pierwszego dnia.
Już drugiego dnia chłopaki zaliczyli kąpiel w jeziorze :)
Dla nas jednak woda była za zimna :p
Na campie nie było jeszcze dzieci więc mogłyśmy sobie spokojnie pozwolić na spacerki i robienie pamiątkowych fotek. Pierwsze dni w USA będą dla Was czymś nowym. My łaknęłyśmy wszystko co się dało i robiłyśmy zdjęcia wszędzie, gdzie przypuszczałyśmy że będziemy miały fajne wspomnienia. Tego nie da się opisać, to trzeba przeżyć :)
To my Polacy :D
Pora przejść do konkretów, czyli o tym o czym miał być post - podsumowania :)
Zdjęcia, które uważam za najsympatyczniejsze:
Zdjęć jest jeszcze więcej, ale nie sposób ich tu wszystkich umieścić, to co wyżej to jedynie namiastka. Chwil kiedy pękaliśmy ze śmiechu było mnóstwo, nie wszystkie udało nam się uwiecznić :) Teraz momenty, które szczególnie zapadły mi w pamięć, łezka kręci się w oku gdy oglądam niektóre zdjęcia. Również było ich wiele, jednak akurat te są dla mnie wyjątkowe :)
Z serii: niezapomniane chwile
Przygotowania do International Dinner na campie. Co wyszło z naszego gotowania? Zapraszam link.
Wesele, które odbywało się na campie. A to ja na ślubnym kobiercu :D
Wesołe miasteczko - Great Escape. O całym wypadzie do Great Escape link i śmieszne oraz ciekawe filmiki z tamtego dnia tutaj link.
Urodziny Trudy
Moje urodziny
Więcej o moich urodzinach i oczywiście urodzinowej imprezie tutaj link.
Urodziny Farhada
Kolacja u Trudy
Praca na weselu
Urodziny Patrycji. Jak je spędziliśmy? Zapraszam tutaj : link.
Pierwszy wspólny wypad do miasta
American Party. O naszej amerykańskiej imprezie możecie poczytać także tutaj.
Zdecydowanie jeden z najmilszych dni na campie. International Dinner u Państwa Buchanan w malowniczym miejscu domu nad rzeką Hudson. Cały wpis o tym przyjęciu tutaj.
Wieczorne ogniska :)
Wyjazd do Bostonu podczas pobytu na campie. Więcej o Bostonie w linku.
I ostatnie wspólne zdjęcie na campie, już lada moment pożegnamy Tailin i Norę. Dwa dni później camp opuścili Balazs i Katarina, a za 2 tygodnie nasza piątka: Kamil, Farhad,Patrycja, Johnny i ja.
Zdjęcia z cyklu najpiękniejsze widoki. Ich autorami jestem głównie ja i Balazs, bowiem oboje byliśmy nieco zafascynowani fotografią :)
Rzeka Hudson
Jeśli chodzi o moje zdjęcia robiłam je dwoma aparatami Nikon d200 oraz Nikon s 31 ( wodoodporny ). Z tego co pamiętam Balazs miał aparat firmy Panasonic ( również wodoodporny, polecam jeśli przy campie jest jezioro ), Patrycja - Nikona, Kamil - telefon Samsung Galaxy S2, a Farhad Ipad 3. Tymi urządzeniami została wykonana większość zdjęć, które widnieją w tym wpisie :)
Na campie przeżyłam zdecydowanie bardzo wiele pięknych i najpiękniejszych chwil. Na zdjęciach wyżej zostały ukazane tylko nieliczne momenty, te które udało mi się wychwycić. Dokładny opis tego jak cięzko było mi się pożegnać z campem tutaj : http://viewofamericaa.blogspot.com/2013/09/pozegnanie-z-campem.html Mam nadzieję, że już niedługo czeka mnie podobna przygoda i za rok będę dodawała równie pozytywny wpis o tym co działo się podczas pobytu w USA 2014 :) Liczę na to, że jeszcze przed wyjazdem uda mi się dodać małe podsumowanie z podróży, którą odbyłam po campie oraz ostatni post przed wyjazdem :) Także serdecznie zapraszam do śledzenia bloga. Tych którzy już za chwilę wylatują zapraszam jeszcze na sprawdzenie czy wszystko spakowaliście z moją osobistą listą tutaj : Niezbędnik podróżnika. Tradycyjnie w razie jakichkolwiek pytań zapraszam na maila ( martaskowron1@gmail.com ) lub facebooka. Na koniec dodaję piosenkę, którą zapewne ci którzy jadą niedługo na camp usłyszą nie raz. U mnie dzieciaki śpiewały ją prawie codziennie, jednak przez cały pobyt nie mogłam zrozumieć co śpiewają. Ostatecznie Balazs podsunął mi link, a ja byłam niezwykle zaskoczona, że w refrenie jest sweet caroline :D Język angielski w wykonaniu dzieci to najlepsza szkoła języków ever ! :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń