Przejdź do głównej zawartości

Chicago - the place to live.

Moi kochani, przepraszam Was za moją tymczasową nieobecność na blogu, ale jak zwykle spowodowane jest to wieloma czynnikami i wydarzeniami, które mają miejsce w moim życiu. Jak zawsze po krótkiej przerwie powracam z niezwykłą energią! Co więcej, te niezwykłe pokłady energii pochodzą z przygotowań do kolejnej podróży życia, która już niebawem :)

Dzisiaj jednak powrócę do wydarzeń sprzed miesięcy, czyli szalonego wyjazdu do Chicago! Było już o pierwszych chwilach w tym cudownym mieście, o których możecie przeczytać pod linkiem tutaj. Co spotkało nas kolejnego dnia? Zapraszam!

Krótko dla przypomnienia dodam, że do Chicago ruszyliśmy sporą, aczkolwiek zgraną grupą. Po krótkich, wieczornych rozmowach wspólnie doszliśmy do wniosku, aby poranek dnia drugiego spędzić osobno. Zgodnie z planem podzieliliśmy się na trzy grupy: ja,Aga, Piotr, Magda i Joanna wybraliśmy się do darmowego ZOO mieszczącego się ponad godzinę jazdy autobusem od naszego domu.




Ciekawa makieta Chicago, która czekała na nas przy wejściu do ZOO.



Wejście do Lincoln Parku jest darmowe, ale dla tych którzy chcą się tam wybrać polecam zaplanować kilka godzin na spokojny spacer po ogrodzie. Mimo tego, że na pierwszy rzut oka tego nie widać, ZOO jest naprawdę ogromne ( posiada ponad 1000 zwierząt ) i jeśli już planujemy się tam wybrać warto poświęcić trochę więcej czasu. Z uwagi na nasz, ogólny, krótki pobyt w tym mieście na ZOO przeznaczyliśmy około dwie godziny. Więcej informacji o tym miejscu pod linkiem: http://www.lpzoo.org/.






To jedynie mała cząstka tego co naprawdę możemy tam zobaczyć! Jeśli ktoś pragnie więcej? Serdecznie polecam i zapraszam do Chicago! :)

Podczas kiedy my poznawaliśmy nowe gatunki zwierząt, Marzena i Angelika spacerowały ulicami wietrznego miasta, aby zgodnie z umową spotkać się z nami przy Adler Planetarium. Niestety nie mieliśmy zamiaru podziwiać gwiazd a..... niezwykłą panoramę miasta. Miejsce to mieści się idealnie przy ulicy Lake Shore Drive, na brzegu jeziora Michigan. Mimo iż pogoda nie dopisywała, widoki zachwycały.





Medytacja w Chicago? Czemu nie, Magda! 


Z moją Angeliczką. 


Co tam Chicago, co tam jezioro Michigan. Proszę spojrzeć tylko na nas! Młodzi, piękni i w Chicago :) 


Jeszcze tylko szybkie selfie z rodakiem, co by Kopernik nie czuł się samotnie i wiedział, że pamiętamy! 


Przy wyjściu natrafiliśmy na ogromne "głowy" symbolizujące kalendarz chiński. Mimo, że ja jestem koniem, a Aga jest kozą obie zrobiłyśmy sobie zdjęcie z psem (?).




Szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę przystanku autobusowego, gdyż na Navy Pier czekały na nas już Sonia i Paulina, które to od rana podziwiały słynne dzieła sztuki w chicagowskim Muzeum of Art. Już po chwili jedliśmy późny lunch w pizzerii, która tak naprawdę przypominała zapiekankę, gdyż była niezwykle bogata w środku.



Wygląda pysznie? Więcej?! Zapraszam na krótką wędrówkę :)




 Czasami, aby poznać coś naprawdę musimy na to spojrzeć z góry. Na terenie Navy Pier czeka nas wyjątkowa atrakcja - Navy Pier Ferris Wheel. Za jedyne 8$ możemy swobodnie ( przez około 10 minut ) podziwiać to miejsce z góry.  Co ciekawe w tym roku Ferris Wheel będzie tworzony na nowo, aby osiągnąć wysokość 200 stóp, czyli 600 metrów. Prace renowacyjne potrwają jednak błyskawicznie, gdyż Wheel zostanie ponownie otwarty w drugiej połowie 2016 roku. 



No to jedziemy :) 










Po krótkim spacerze wybraliśmy się na jeden z największych budynków w Chicago...



Do wyboru mieliśmy Willis Tower oraz John Hancock Center. Pierwszy z wymienionych, posiadając 108 pięter i ponad 400 metrów wysokości staje się bezwzględnie najwyższym budynkiem w Chicago. Za pomocą szklanych balkonów podziwiać możemy piękną widok miasta. W dodatku, z wieżowca dojrzymy jezioro Michigan. Za radą naszych poprzedników zdecydowaliśmy się wejść na ponad trzystumetrowy budynek posiadający o 8 pięter mniej niż poprzednik. Na ostatniej kondygnacji mieści się restauracja i bar. Do końca tego dnia delektowaliśmy się pysznymi drineczkami upajając się niesamowitym zachodem słońca, a kolejno pięknie oświetloną stolicą Illinois.

Ostatni dzień przeminął nam wyjątkowo szybko. Podzieleni na kilka mniejszych grupek ruszyliśmy z pośpiechem na zakupy, aby w południe wspólnie jeść lunch w naszej ulubionej Panerze. Nie mogliśmy się również obejść bez bardzo popularnego, rodem z Chicago popcornu! Garret Popcorn to nasz ukochany, amerykański przysmak. Marka powstała w 1949 roku ma już swoje sklepy w Vegas, Nowym Jorku, Detroit, Atlancie a nawet w Japonii i Kuwejcie! Co kreuje go wyjątkowym i wyróżnia spośród typowego popcornu? Posiada pyszne smaki min. karmelu i pieczonego sera żółtego. Ba, na stronie internetowej możemy nawet sami zaprojektować pudełko do popcornu. Wszystkim przebywającym w Chicago ( i nie tylko ) serdecznie polecam to miejsce: więcej o marce tutaj.



American size :) 

Ostatnie chwile w Chicago spędziliśmy w polskiej dzielnicy, gdzie odnaleźliśmy kilka polskich sklepów i zrobiliśmy niewielkie zakupy. Prawie spóźniając się na autobus, z niewielkimi przygodami, zmęczeni ale bardzo zadowoleni ruszyliśmy w kilkugodzinną podróż powrotną. W Minneapolis czekały już na nas dwa samochodu i tym sposobem, około 4 nad ranem znów pojawiliśmy się na Grand View. Jedyne czego żałuje to mojej poduszki i koca, które straciłam podczas powrotu. 

Czas spędzony w Chicago to była dla nas idealna odskocznia od codzienności. Na Grand View panował wysoki sezon, pracy było dużo a i my po trzech miesiącach byliśmy już nieco zmęczeni Minnesotą.

 Po przeczytaniu tego posta, pewnie zastanawiacie się nad kilkoma faktami.

  • Dlaczego do Chicago jechaliśmy mega busem, a nie lecieliśmy samolotem? - autobusem było kilkakrotnie taniej oraz bardziej odpowiadały nam godziny odjazdu.
  • Miejsce w Chicago, które szczególnie zapadło mi w pamięci? - Fontanna z intro znanego serialu o rodzinie Bundych oraz  pyszny drink na najwyższym piętrze jednego z największych budynków w Chicago. 
  • Czy podróżowanie w tak dużej grupie to dobry pomysł? - Jeśli grupa jest zgrana, a kiedy jest taka potrzeba potrafi się podzielić to nie widzę większych przeszkód. Na pewno w dużej grupie jest wesoło i ciekawie. Wyjazd ten był stosunkowo krótki. Zawsze podróżowałam w małych grupach, nie wiem jak byłoby gdybyśmy zdecydowali się razem podróżować przez dwa tygodnie :) 
  • Czy kiedykolwiek chciałabym jeszcze wrócić do Chicago? - Jak najbardziej tak ! Dużo osób kojarzy to miejsce z liczną, polską społecznością. Dowiedzieliśmy się jednak, że typowe Jackowo praktycznie już nie istnieje. Większość Polaków przeprowadziła się za miasto lub bliżej centrum, co więcej nowi nie przybywają.Po wydarzeniach z 11 września dużo ciężej jest zdobyć legalny pobyt w USA, a nikt nie chce się już zdobywać na nielegalne życie. 
  • Jeśli miałabym wybierać, w którym miejscu w USA się osiedlić, Chicago na pewno znalazłoby się na liście tych do rozważenia. 
Jedyne czego nie lubię w Chicago, to lotnisko. Miałam okazję lecieć przez nie kilka razy i zawsze pojawiały się problemy ( min. opóźnione loty, niemiła obsługa ).

Podsumowując, Chicago to jedno z najpiękniejszych miejsc w Stanach. Miasto pełne zieleni, z klimatem i przyjaznym usposobieniem. Miejsce, gdzie znajdziemy mnóstwo atrakcji i na pewno nie będziemy się nudzić. Według mnie to miasto dobrze skomunikowane, nowoczesne, gdzie każdy odnajdzie cząstkę siebie. 

W następnych postach: podsumowanie pobytu w USA 2015 oraz opis niezwykłych miejsc, które odwiedziłam w tym roku podczas moich podróży po kontrakcie. Na pewno wiele osób, wie że w końcu udało mi się polecieć na Hawaje, a o niespotykanych widokach i tamtejszych mieszkańcach już niedługo :) 

Ciao! 








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Słoneczny patrol, czyli Santa Monica

Prosto z San Diego udaliśmy się do Los Angeles, gdzie spędziliśmy pierwszą noc. Kolejney dzień zapowiadał się przepięknie. Ani jednej chmurki na niebie, za to słońce nieźle przygrzewało. Korzystając z pogody i licząc, że tym razem ocean będzie cieplejszy udaliśmy się na jedną z pięknych plaż w Los Angeles, Santa Monica. Właściwie jest to nadbrzeżne miasto położone w zachodniej części Los Angeles. Podobnie jak San Diego od razu nas zachwyciło. Myślę, że najlepiej wspominam tą plażę, a zwiedziliśmy ich sporo. Plaża ta była również miejscem nagrywania popularnego serialu " Słoneczny patrol". Wygląda podobnie jak w intro, jednak była dużo mniej zatłoczona ( może z powodu końca sezonu ) :)  Słynna budka dla ratowników.  Chłopaki nabyli tą o to deskę do pływania, która to towarzyszyła nam do ostatniego dnia wyprawy. Ledwo zmieściła się do samochodu, ale był to za to nasz znak charakterystyczny. Od tej pory zostałam sama na plaży, bowiem ch

Rajska wyspa czy uboga stolica? Bahama !

Na Bahama znaleźliśmy się 3 października, gdzie przylecieliśmy z Miami. Wstaliśmy wcześnie rano, aby o 8.40 wylecieć na te egzotyczne wyspy, gdzie spędziliśmy 5 dni. Już po niespełna godzinie znaleźliśmy się w Nassau. Bahamas to państwo wyspiarskie na Oceanie Atlantyckim ze stolicą w Nassau, które znajduje się na wyspie New Providence, gdzie i my spędziliśmy te kilka dni. Bahamas praktycznie nie posiadają przemysłu, a głównym środkiem dochodu jest oczywiście turystyka, gdzie zatrudnionych jest ok. 66% ludności. Co ciekawe Bahamy posiadają najmłodszą wiekowo populację świata ( 50% nie przekroczyło jeszcze 30. roku życia ). Liczba mieszkańców to ponad 300 tys., a obowiązującą religią jest chrześcijaństwo. Przez pierwsze trzy dni mieszkaliśmy osobno. Sylwia i Mateusz na rajskiej wyspie - Paradise Island ja w centrum Nassau. Codziennym spacerkiem odwiedzałam Paradise Island z uwagi na piękną plażę. Dzięki temu na własnej skórze doświadczyłam zderzenia dwóch, całkowicie spr

American Party :)

Pewnego piątkowego wieczoru, nasza koleżanka z pracy Katie zabrała całą ekipę na prawdziwą amerykańską imprezę ! Równo o 21.30 wszyscy stawiliśmy się gotowi do wyjazdu. Na miejscu czekała już na nas Katie wraz z mężem i jego ... Kabrioletem ! Szczęśliwie ja jestem jedną z mniejszych osób z grona, także nie było wątpliwości kto pojedzie tym samochodem :) Znalazło się też miejsce dla Nory i Tailin :) To był mój pierwszy raz kiedy jechałam samochodem bez dachu. Było miło, choć nie powiem trochę wietrznie :) Zaraz za nami ruszyła Katie wraz z Kamilem, Lin, Patrycją, Johnnym, Farhadem i Stefanie,a za nimi z kolei Trudy z Jacobem, Katariną i Blazsem :) Po kilkunastu minutach wszyscy spotkaliśmy się w pierwszym tej nocy barze :) Przy wejściu każdy z nas musiał pokazać dowód, aby nie było wątpliwości, że wszyscy jesteśmy pełnoletni. Ile razy byłam w amerykańskim barze/ dyskotece zawsze musiałam pokazywać dowód. Nie mam pojęcia czy to standard jednak ja zawsze się z tym spotykał