W ciągu ostatniego tygodnia mieliśmy dwie okazje do świętowania!
Pierwsza z nich wypadła we wtorek. W poniedziałek rano dzieciaki wyruszyły w góry. Mieliśmy aż dwa dni spokoju! To było niesamowite. Cisza na campie, jedynie 30 osób zasiadających przy dwóch stołach podczas posiłków.Świetnie spędziliśmy również te dwa dni w pracy. Wszyscy byli odprężeni i spokojni. No rules today - nasze hasło przewodnie tych dni :) W poniedziałek po pracy pojechaliśmy do supermarketu. W Walmarcie mieliśmy zakupić wszystkie potrzebne rzeczy na wtorek, do przygotowania ..... polskiego obiadu. Nie tylko polskiego, bowiem Farhad, Nora i Tailin przygotowywali posiłki ze swojego kraju. My zdecydowaliśmy się upichcić rosół, jajka faszerowane i warzywną sałatkę. Niestety nie wystarczyło nam czasu i możliwości, ale w zanadrzu mieliśmy również schabowe z mizerią oraz śledzie w occie. Z przykrością jednak stwierdziliśmy, że ukochane śledziki nie goszczą w amerykańskich sklepach. Z trudem znaleźliśmy także kostkę rosołową oraz groszek i kukurydzę na sałatkę, które i tak się nie przydały ponieważ te w puszce nie przypominają naszych. Różnią się tym, że są w gęstej zalewie, niczym sos. Nie mam pojęcia jednak jak smakowały, bowiem nie wyglądały najlepiej stąd mój brak zainteresowania. Kostka rosołowa zaś była droga, bowiem kosztowała ok. 4$ co jest rzadkością w amerykańskich sklepach ( jeśli chodzi o zakup podobnych produktów do przygotowania jedzenia). Po zakupach pojechaliśmy do do McDonald's. Z dumą muszę stwierdzić, że zarówno jedzenie jak i wystrój w Polsce są lepsze! Tego dnia padło z moich ust zdanie - nigdy więcej amerykańskiego maca. Mam nadzieję, że podczas podróżowania nie będę zmuszona odwiedzać tego miejsca zbyt często. To nie to czego oczekiwałam, po amerykańskich fast foodach. Wydawałoby się, że USA to kolebka szybkiego jedzenia stąd i powinno być lepszej jakości. Niestety to tylko złudne nadzieje.
Jednak najlepszym podziękowaniem były wszelkie pochwały pod naszym adresem. Jesteśmy świetnymi pracownikami i wszyscy nas kochają. Chcą żebyśmy zostali, a już na pewno przyjechali za rok. To bardzo miłe. Amerykanie są niezwykle mili, choć oni sami o sobie tak nie mówią. Twierdzą, że ich rodacy są niemili i niegrzeczni. Ja jednak nic takiego nie zauważyłam, ani w stosunku do nas, ani w stosunku do siebie nawzajem. Oni są ciągle uśmiechnięci czasami mam wrażenie jakby unosili się nad ziemią. Sami jednak potwierdzają, że ich życie jest lekkie oraz że nie wyobrażają sobie życia w innym kraju ( nie zbyt dobrze znają inne kraje poza swoim ) Narzekają zaś na podatki, prezydenta, wysokie koszty utrzymania
( wyżywienie dla nich jest drogie, jednak z moich obserwacji jest bardzo tanie w stosunku do zarobków, oczywiście w porównaniu do cen w polskich sklepach i polskich zarobków ), wysokie koszty które muszą ponieść aby zdobyć odpowiednie wykształcenie, czy drogą opiekę zdrowotną i słusznie, ale o tym innym razem :)
Wracając do naszej międzynarodowej kolacji.. po pracy wzięliśmy się za przygotowywanie jedzenia. A tak wyglądało tuż przed podaniem :
Pierwsza z nich wypadła we wtorek. W poniedziałek rano dzieciaki wyruszyły w góry. Mieliśmy aż dwa dni spokoju! To było niesamowite. Cisza na campie, jedynie 30 osób zasiadających przy dwóch stołach podczas posiłków.Świetnie spędziliśmy również te dwa dni w pracy. Wszyscy byli odprężeni i spokojni. No rules today - nasze hasło przewodnie tych dni :) W poniedziałek po pracy pojechaliśmy do supermarketu. W Walmarcie mieliśmy zakupić wszystkie potrzebne rzeczy na wtorek, do przygotowania ..... polskiego obiadu. Nie tylko polskiego, bowiem Farhad, Nora i Tailin przygotowywali posiłki ze swojego kraju. My zdecydowaliśmy się upichcić rosół, jajka faszerowane i warzywną sałatkę. Niestety nie wystarczyło nam czasu i możliwości, ale w zanadrzu mieliśmy również schabowe z mizerią oraz śledzie w occie. Z przykrością jednak stwierdziliśmy, że ukochane śledziki nie goszczą w amerykańskich sklepach. Z trudem znaleźliśmy także kostkę rosołową oraz groszek i kukurydzę na sałatkę, które i tak się nie przydały ponieważ te w puszce nie przypominają naszych. Różnią się tym, że są w gęstej zalewie, niczym sos. Nie mam pojęcia jednak jak smakowały, bowiem nie wyglądały najlepiej stąd mój brak zainteresowania. Kostka rosołowa zaś była droga, bowiem kosztowała ok. 4$ co jest rzadkością w amerykańskich sklepach ( jeśli chodzi o zakup podobnych produktów do przygotowania jedzenia). Po zakupach pojechaliśmy do do McDonald's. Z dumą muszę stwierdzić, że zarówno jedzenie jak i wystrój w Polsce są lepsze! Tego dnia padło z moich ust zdanie - nigdy więcej amerykańskiego maca. Mam nadzieję, że podczas podróżowania nie będę zmuszona odwiedzać tego miejsca zbyt często. To nie to czego oczekiwałam, po amerykańskich fast foodach. Wydawałoby się, że USA to kolebka szybkiego jedzenia stąd i powinno być lepszej jakości. Niestety to tylko złudne nadzieje.
Był upał i świeciło słońce prosto na nasze twarze, stąd miny mogą być nieco niewyraźne :)
Kolejnego dnia, podobnie jak w poniedziałek bardzo dobrze nam się pracowało. Spędziliśmy czas na doczyszczaniu, jednak robiliśmy to ze znakomitym spokojem, muzyką, przerwami na śpiewanie i tańczenie.
Gangnan Style :)
Wszystkim dopisywał humor, ale byli i tacy co się poświęcali dla dobra porządku :
Jednak najlepszym podziękowaniem były wszelkie pochwały pod naszym adresem. Jesteśmy świetnymi pracownikami i wszyscy nas kochają. Chcą żebyśmy zostali, a już na pewno przyjechali za rok. To bardzo miłe. Amerykanie są niezwykle mili, choć oni sami o sobie tak nie mówią. Twierdzą, że ich rodacy są niemili i niegrzeczni. Ja jednak nic takiego nie zauważyłam, ani w stosunku do nas, ani w stosunku do siebie nawzajem. Oni są ciągle uśmiechnięci czasami mam wrażenie jakby unosili się nad ziemią. Sami jednak potwierdzają, że ich życie jest lekkie oraz że nie wyobrażają sobie życia w innym kraju ( nie zbyt dobrze znają inne kraje poza swoim ) Narzekają zaś na podatki, prezydenta, wysokie koszty utrzymania
( wyżywienie dla nich jest drogie, jednak z moich obserwacji jest bardzo tanie w stosunku do zarobków, oczywiście w porównaniu do cen w polskich sklepach i polskich zarobków ), wysokie koszty które muszą ponieść aby zdobyć odpowiednie wykształcenie, czy drogą opiekę zdrowotną i słusznie, ale o tym innym razem :)
Wracając do naszej międzynarodowej kolacji.. po pracy wzięliśmy się za przygotowywanie jedzenia. A tak wyglądało tuż przed podaniem :
Niestety nie zrobiliśmy zdjęcia rosołu, ale był naprawdę dobry :)
A tak wyglądaliśmy chwilę przed kolacją :
Nora i Balazs przygotowali zupę węgierską, która była podobna do leczo, jednak strasznie ostra. Tailin przygotowała ryż z krewetkami i zupkę chińską przywiezioną prosto z Tajwanu. Farhad zupę i sałatkę warzywną z kurczakiem. Była też potrawa z USA ( kurczaczki, sos, marchewka i seler :p ) Trudy przygotowywała ją 10 minut, my nasze kilka godzin :D
Kolacja się udała, wszystkim bardzo smakowało. Już 27 lipca jedziemy również na międzynarodową kolację jednak podobno w bardzo urocze miejsce. Potrzebne nam będą wyjściowe stroje, całość podobno jest bardzo uroczysta. Już nie mogę się doczekać ! :)
Kolejnego dnia świętowaliśmy Farhada urodziny. Jednak nie były to zwykłe urodziny, bowiem nasz kolega kończył 21 lat. W USA oznacza to pełnoletność, można pić alkohol i palić papierosy :) Przygotowałyśmy specjalny tort oraz kupiliśmy prezent. Farhad był bardzo zaskoczony, ale również niezwykle uradowany.
Dzień zakończyliśmy ( wraz z dziećmi ) kolacją na pawilonie :]
Już jutro wyruszamy do Bostonu ! Śpimy w hotelu dwie noce, jednak nie w samym Bostonie, ponieważ jest okropnie drogo. Znaleźliśmy w miasteczku niedaleko, w rozsądnej cenie. Zaplanowaliśmy już podróż, prawdopodobnie odwiedzimy także Cambridge of University. Niedaleko znajduje się również słynny Harvard jednak nie wiem, czy zdążymy tam pojechać, chociaż bardzo bym chciała :) Co więcej Farhad, wyszukał, że nieopodal mieści się również miasteczko Salem. Mówi Wam coś ta nazwa? Tak, tak z filmu Czarownice z Salem. Krąży legenda, że niegdyś umierało tam wiele kobiet. Tak więc see you soon :)
Komentarze
Prześlij komentarz