Przejdź do głównej zawartości

Welcome to Grand View Lodge !

Kochani w końcu  wylądowałam na ziemi obcej :) Dokładnie tak ja się zapowiadało moja podróż była długa.


Wystartowałam o 23.00 w sobotę ( 31.05 ) z Wrocławia. Dokładnie po 4 godzinach podróży samochodem dotarliśmy na lotnisko im. Chopina w Warszawie. Zdążyłam się nieco zorientować w sytuacji, przepakować walizkę ( oczywiście miałam 2 kg za dużo ) oraz znaleźć swoją bramkę, gdzie niebawem podeszłam do odprawy. Chwilę później na lotnisku pojawiła się moja towarzyszka podróży Joanna :) Nasze wątpliwości zostały rozwiane, okazało się, że lecimy razem aż do samego Chicago. Odprawa zaczęła się ok 2h przed odlotem. Podeszłyśmy do stanowiska LOTu, gdyż był to nasz pierwszy przewoźnik.Oddałyśmy bagaże 
( moje 23.3 kg przeszło bez problemu :p ) i udałyśmy się w stronę odprawy bagażu podręcznego. Wszystko przebiegło sprawnie i równo o 7.25 wystartowałyśmy z Warszawy. Na przesiadkę w Amsterdamie miałyśmy zaledwie 1.20. Okazało się, że terminal z którego startujemy do Chicago jest oddalony o 20 minut piechotą. Szybkim krokiem ruszyłyśmy w drogę, gdyż odprawa była już otwarta. Odprawa przed lotem transatlantyckim jest o wiele dokładniejsza niż ta w Europie. Trzeba przejść przez specjalną bramkę, podnieść ręce aby zostać " zeskanowanym ". Przy pokazywaniu paszportu pracownicy lotniska pytają nas o to czy  mamy jeszcze inny bagaż i czy nikt nam go nie ukradł. Lot do Chicago obsługiwany był przez linie United Airlines. Zdecydowanie lepiej wspominam samoloty Lufthansy. W United Airlines nie ma zbyt dużego wyboru filmów i muzyki. Jedynie kilka kanałów, gdzie w kółko lecą te same filmy. Ja dwa razy obejrzałam film Her. Jeśli chodzi o jedzenie, nie można było narzekać, aczkolwiek mieściło się w standardach. Wegetariański obiad to ryż pieczarki i jakaś potrawka ze szpinakiem. Do tego sałatka ala cesar, bułka, masło oraz deser w postaci jabłecznika. Dodatkowo dostałyśmy mały poczęstunek na drogę w formie bułki, chipsów i słodkiej pralinki. 



Po ok.9 godzinach podróży wylądowaliśmy w Chicago. W samolocie poznałam miłego pana, który opowiadał mi co warto zobaczyć w USA, a od jakich miejsc trzymać się z daleka. O dziwo podróż minęła mi spokojnie, gdyż powszechnie wiadomo, że nienawidzę latać. Gdy wylądowaliśmy w Chicago była 12.30 ( pół godziny przed planowanym lądowaniem ), a odlot do Minneapolis miałam o 14.55. Prosto z samolotu ruszyłyśmy biegiem ku rozmowie z urzędnikiem imigracyjnym. Dzięki temu byłyśmy już w drugim rzędzie. Czas oczekiwania to ok. pół godziny. Urzędnik pytał mnie gdzie jadę i gdzie byłam rok temu oraz na jakim stanowisku będę pracowała, po czym prześwietlił moją siatkówkę oka i złożyłam odciski palców. Dostałam pieczątkę przy wizie J1 ( ważne, aby nie pokazać wizy B1/B2, lecz pracowniczą ). Chwilę po tym odebrałyśmy bagaże ( które wyjechały jako ostatnie - byłyśmy nieco przerażone ) i za radą obsługi lotniska ruszyłyśmy do oddania bagażu głównego, aby poleciał z nami do Minneapolis. Wszystko poszło sprawnie i bez komplikacji. Musiałyśmy udać się na skrajny terminal, na szczęście w Chicago istnieje super szybka kolejka - metro dzięki której po 5 minutach byłam już przy odprawie do Minneapolis. 


Mój samolot startował jako ostatni. Asia miała lecieć nieco ponad godzinę po mnie, niestety wyleciał dopiero za 4 godziny z powodu nadciągającej burzy i opóźnień innych samolotów. Lot do Minneapolis wspominam najgorzej z powodu dużych turbulencji i burzy. 

O 17 czasu miejscowego wylądowałam w Minneapolis gdzie czekałam ok 4 godzin na Asię, aby razem ruszyć ku resortowi. Po drodze poznałyśmy kilkanaście osób z Węgier, którzy również jechali na ten sam resort. Na resorcie byłyśmy ok. 1 w nocy czasu miejscowego ( czyli ok. 8 rano czasu polskiego ). Zostałyśmy zakwaterowane razem a nasz pokój wygląda tak:


Na dole mamy pokój z kanapą,szafą i łazienką z prysznicem oraz antresolę na której śpimy :) 




Tak się Asia wdrapuje do góry :) 

W porównaniu do domku na campie, warunki sa zdecydowanie lepsze. Przede wszystkim łazienka w pokoju, kanapa i szafa oraz wygodny materac do spania. Na campie miałam skrzypiące łóżko i łazienkę z wspólną z dziećmi. Mamy także stołówkę dla pracowników, gdzie są stoliki i dostęp do internetu. Tutaj też głównie spotykamy się z innymi internationalsami. 







W tej chwili jest nas ok. 20 osób. Nasza czwórka z Polski, Meksykanin, dwie Bułgarki, dwie osoby z Irlandii oraz ok. 10 osób z Węgier. Już we wtorek doleci do nas 10 osób z Polski, kilka z Węgier i Rumunii. Umiem już nawet kilka słów po węgiersku, myślę że do końca wakacji będę potrafiła stworzyć zdanie :D Wszyscy są dla nas bardzo mili i pomocni, jak na razie nie pojawiły się jakieś większe problemy :) Przed wylotem wiele razy słyszałam, że pogoda w Minnesocie nie zachwyca. Zostałam jednak mile zaskoczona. Od początku pogoda jest ładna. Wczoraj nawet opalaliśmy się kilka godzin, a niektórzy pływali w jeziorze. 

Generalnie Grand View Lodge przywitał nas serdecznie i słonecznie :) To nie jest już to samo co mały camp, ogromny resort zatrudnia ok 200 osób, w tym 45 z różnych krajów. Z jednego miejsca resortu do drugiego jest ok. pół godziny jazdy samochodem. Teren jest ogromny, a widoki przepiękne. Niektóre domki dla gości są bardzo dobrze wyposażone np. w jacuzzi. Najtańsza noc w najmniejszym domku kosztuje 400 - 600 $ !! Nie chce wyobrażać sobie nawet ile kosztuje noc w największym z nich. Patrząc jednak na samochody, które tu parkują nie mam wątpliwości, że ludzi stać na wynajęcie takich domków. My jako kelnerki mamy przywilej jedzenia tego co nasi goście. Zaczynam się tego obawiać, że już niedługo nie będę mieściła się w spodnie. Na szczęście możemy swobodnie korzystać z basenu, siłowni czy tenisa :) 







Nasi przyjaciele z Węgier ( Ferenz, Laszlo, Daniel ) i Marta :] 



O tym jak spędzamy wolny czas w kolejnym poście, a teraz lecę na lunch, bowiem u nas dopiero po 11 :) W Polsce pewnie już wieczór. W tym roku przestawianie się na inny czas trwało u  mnie dobre dwa dni. Rok temu nie miałam raczej żadnych dolegliwości. 

Wszystkim tym, którzy z niecierpliwością czekają na swój wyjazd życzę spokojnego i udanego lotu oraz dobrej zabawy na campie :) ! No i oczywiście jak najmniej problemów z pakowaniem :D A dla sprawniejszego pakowania polecam wpis o tym co zabrać i o czym należy bezwzględnie pamiętać 




Komentarze

  1. Wylatuję za niewiele ponad tydzień i zaczęłam się już stresować, że o czymś zapomnę itp :P Fajnie, że u Ciebie wszystko dobrze! Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja lecę jutro! Wciąż nie mogę uwierzyć. Zapraszam na fb, będę wrzucać zdjęcia :)
    https://www.facebook.com/brokaciki

    OdpowiedzUsuń
  3. Her jest super, właśnie myślałem żeby obejrzeć po raz drugi :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pozdrawiam z Mohonk Mountain House w stanie NY!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestes zadowolona z pracy kelnerki? Ja sie boje, pomimo, ze z jednego resortu wlasnie chca mnie na kelnerkę - ale obawiam sie 2 rzeczy - pew ie trzeba miec meeega angielski a do tego mam absolutny brak doświadczenia kelnerskiego. A u Ciebie jak to wygladalo? :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Słoneczny patrol, czyli Santa Monica

Prosto z San Diego udaliśmy się do Los Angeles, gdzie spędziliśmy pierwszą noc. Kolejney dzień zapowiadał się przepięknie. Ani jednej chmurki na niebie, za to słońce nieźle przygrzewało. Korzystając z pogody i licząc, że tym razem ocean będzie cieplejszy udaliśmy się na jedną z pięknych plaż w Los Angeles, Santa Monica. Właściwie jest to nadbrzeżne miasto położone w zachodniej części Los Angeles. Podobnie jak San Diego od razu nas zachwyciło. Myślę, że najlepiej wspominam tą plażę, a zwiedziliśmy ich sporo. Plaża ta była również miejscem nagrywania popularnego serialu " Słoneczny patrol". Wygląda podobnie jak w intro, jednak była dużo mniej zatłoczona ( może z powodu końca sezonu ) :)  Słynna budka dla ratowników.  Chłopaki nabyli tą o to deskę do pływania, która to towarzyszyła nam do ostatniego dnia wyprawy. Ledwo zmieściła się do samochodu, ale był to za to nasz znak charakterystyczny. Od tej pory zostałam sama na plaży, bowiem ch

Rajska wyspa czy uboga stolica? Bahama !

Na Bahama znaleźliśmy się 3 października, gdzie przylecieliśmy z Miami. Wstaliśmy wcześnie rano, aby o 8.40 wylecieć na te egzotyczne wyspy, gdzie spędziliśmy 5 dni. Już po niespełna godzinie znaleźliśmy się w Nassau. Bahamas to państwo wyspiarskie na Oceanie Atlantyckim ze stolicą w Nassau, które znajduje się na wyspie New Providence, gdzie i my spędziliśmy te kilka dni. Bahamas praktycznie nie posiadają przemysłu, a głównym środkiem dochodu jest oczywiście turystyka, gdzie zatrudnionych jest ok. 66% ludności. Co ciekawe Bahamy posiadają najmłodszą wiekowo populację świata ( 50% nie przekroczyło jeszcze 30. roku życia ). Liczba mieszkańców to ponad 300 tys., a obowiązującą religią jest chrześcijaństwo. Przez pierwsze trzy dni mieszkaliśmy osobno. Sylwia i Mateusz na rajskiej wyspie - Paradise Island ja w centrum Nassau. Codziennym spacerkiem odwiedzałam Paradise Island z uwagi na piękną plażę. Dzięki temu na własnej skórze doświadczyłam zderzenia dwóch, całkowicie spr

Zakupy po amerykańsku :)

Kochani z uwagi na liczne obowiązki, zawiesiłam na małą chwilkę dodawanie wpisów. Mam nadzieję jednak, że nikt nie pomyślał, że ów blog przestał działać, nic podobnego :) Kiedy robiłam zakupy w amerykańskich sklepach od razu wiedziałam, że muszę o tym procesie opowiedzieć po powrocie :P Dlatego też postanowiłam zrobić małą dokumentację podczas wizyty w Walmarcie i oto jest wpis o zakupach po amerykańsku. W kilku wcześniejszych wpisach wspominałam już o szale zakupowym jaki dopadał nas w outletach. Dzisiaj będzie o zakupach spożywczych :) Możliwe, że niektórzy z Was słyszeli o najsłynniejszym w USA supermarkecie, w którym to amerykańskie rodziny robią zakupy. Mowa o Walmarcie, który wygląda mniej więcej tak :  lub tak : A tak wygląda ich główne logo i hasło.  Walmart to amerykańska sieć supermarketów założona w 1969 r. przez Sama Waltona. W 2010 r. zdobyła tytuł największego sprzedawcy detalicznego na świecie. Pod koniec 2008 r. Walmart zanotował czysty zysk w granic