Przejdź do głównej zawartości

Na jednej z dzikich plaż ... :)

Po ambitnym zwiedzaniu wszystkich ( prawie ) dotąd metropolii w końcu postawiliśmy na wakacje i wypoczynek. Nadal jechaliśmy wzdłuż wybrzeży Kalifornii i odwiedzaliśmy kolejne urokliwe miejsca. Tym razem dotarliśmy do Santa Barbara. Noc spędziliśmy w niewielkiej miejscowości o nazwie Lompoc, aby rankiem ruszyć na oddaloną o kilkanaście kilometrów plażę. Tego dnia dopadło nas słodkie lenistwo :)

Widok z hotelowego balkonu. Zawsze przy hotelu mieliśmy tego typu basen i zawsze mówiliśmy sobie, że w końcu do niego wskoczymy. Niestety nigdy nie zrealizowaliśmy naszego planu :)


Kolejny dzień na walizkach. Często zdarzało się tak ( zwłaszcza gdy podróżowaliśmy wybrzeżem ), że każdą noc spędzaliśmy w innym miejscu, stąd braliśmy z samochodu tylko najpotrzebniejsze rzeczy i jedzenie.Bywało tak, że nagle przypomniałam sobie, że potrzebuję coś ze środka walizki, więc pakowania i rozpakowywania nie było końca :D 


Przy okazji : nasz samochód w pełnej okazałości :) 


Hotele, w których zazwyczaj się zatrzymywaliśmy głównie należały do dwóch sieciówek: Travelodge i Days Inn. Nigdy nie zdarzyło nam się na któryś z nich narzekać, wręcz przeciwnie każdy z nich był doskonały. Pokoje były czyste, przestronne a przede wszystkim tanie :) 



Ostatnie upychanie rzeczy do bagażnika. Codzienny rytuał :)



No to w drogę :)















Tamtejsza roślinność. 


Woda była jak zwykle lodowata. Z tego co pamiętam w tym miejscu nie zdobyłam się już na wejście do oceanu. Dodam, że to właśnie tutaj, wielki, biały ptak ukradł nam worek z sałatą,a ja musiałam go gonić po całej plaży :D Amerykańskie ptaki są żądne celu i nic ich nie powstrzyma :D 








Z deską :D 



W tę zimową, mroźną pogodę tęsknie strasznie za plażą i taką pogodą jak na zdjęciach. 
A tutaj taniec, który towarzyszył nam każdego dnia, przez 3 miesiące, na campie. Dzieciaki tańczyły i śpiewały to codziennie przed lub po każdym posiłku, więc im my się tego od nich nauczyliśmy :) Jak widać shake your body można tańczyć wszędzie :) 



Po całodziennym leniuchowaniu na plaży ruszyliśmy w dalszą podróż. Kolejny hotel czekał nas w Santa Cruz, a oddalony był o całe 280 mil ( ok 400 km ). Stąd musieliśmy opuścić Santa Barbara stosunkowo wcześnie, aby dojechać o przyzwoitej porze :)


Migawki z Santa Barbara. Piękna pogoda, palmy, plaża czego chcieć więcej? 
























Nasza podróż niestety dobiega powoli końca, zostały nam dwa miejsca do odwiedzenia, w tym jedno i ostatnie wielkie miasto - San Francisco, o którym wspomnę już niebawem. Dla zobrazowania trasy, którą do tej pory przebyliśmy dodaję mapę, na której zaznaczona jest nasza podróż samochodem. Zaczęliśmy ją w Las Vegas, a skończymy w San Francisco. Do tej pory przejechaliśmy ponad 1000 mil, czyli grubo ponad 2000 km. Do tego należy dodać kilkadziesiąt mil, które przebyliśmy gubiąc się w kilku miejscach i zawracając,a także jeżdżąc po miejscach, które odwiedziliśmy. 


Kiedy wspominam wakacje, już nie mogę doczekać się kolejnych. Dodam, że jestem w trakcie przygotowań do następnego wyjazdu, ale o tym kiedy wszystko będzie dopięte na ostatni guzik, a ja będę pewna, że zrealizuję mój cel. Niestety bilety do USA są okropnie drogie, mam nadzieję jednak, że uda mi się zebrać określoną sumę i wylecieć tam jak najszybciej będzie to możliwe. Czy podróże, a przede wszystkim po USA są uzależniające? Z pełną świadomością odpowiadam, że jak najbardziej! :) 

Co w kolejnym poście? O tym, co niezmiernie zdziwieni zobaczyliśmy podążając za dziwnymi i niespotykanymi odgłosami,a także kolejna z dzikich plaż, na której się znaleźliśmy. Zapraszam :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Słoneczny patrol, czyli Santa Monica

Prosto z San Diego udaliśmy się do Los Angeles, gdzie spędziliśmy pierwszą noc. Kolejney dzień zapowiadał się przepięknie. Ani jednej chmurki na niebie, za to słońce nieźle przygrzewało. Korzystając z pogody i licząc, że tym razem ocean będzie cieplejszy udaliśmy się na jedną z pięknych plaż w Los Angeles, Santa Monica. Właściwie jest to nadbrzeżne miasto położone w zachodniej części Los Angeles. Podobnie jak San Diego od razu nas zachwyciło. Myślę, że najlepiej wspominam tą plażę, a zwiedziliśmy ich sporo. Plaża ta była również miejscem nagrywania popularnego serialu " Słoneczny patrol". Wygląda podobnie jak w intro, jednak była dużo mniej zatłoczona ( może z powodu końca sezonu ) :)  Słynna budka dla ratowników.  Chłopaki nabyli tą o to deskę do pływania, która to towarzyszyła nam do ostatniego dnia wyprawy. Ledwo zmieściła się do samochodu, ale był to za to nasz znak charakterystyczny. Od tej pory zostałam sama na plaży, bowiem ch

Rajska wyspa czy uboga stolica? Bahama !

Na Bahama znaleźliśmy się 3 października, gdzie przylecieliśmy z Miami. Wstaliśmy wcześnie rano, aby o 8.40 wylecieć na te egzotyczne wyspy, gdzie spędziliśmy 5 dni. Już po niespełna godzinie znaleźliśmy się w Nassau. Bahamas to państwo wyspiarskie na Oceanie Atlantyckim ze stolicą w Nassau, które znajduje się na wyspie New Providence, gdzie i my spędziliśmy te kilka dni. Bahamas praktycznie nie posiadają przemysłu, a głównym środkiem dochodu jest oczywiście turystyka, gdzie zatrudnionych jest ok. 66% ludności. Co ciekawe Bahamy posiadają najmłodszą wiekowo populację świata ( 50% nie przekroczyło jeszcze 30. roku życia ). Liczba mieszkańców to ponad 300 tys., a obowiązującą religią jest chrześcijaństwo. Przez pierwsze trzy dni mieszkaliśmy osobno. Sylwia i Mateusz na rajskiej wyspie - Paradise Island ja w centrum Nassau. Codziennym spacerkiem odwiedzałam Paradise Island z uwagi na piękną plażę. Dzięki temu na własnej skórze doświadczyłam zderzenia dwóch, całkowicie spr

Zakupy po amerykańsku :)

Kochani z uwagi na liczne obowiązki, zawiesiłam na małą chwilkę dodawanie wpisów. Mam nadzieję jednak, że nikt nie pomyślał, że ów blog przestał działać, nic podobnego :) Kiedy robiłam zakupy w amerykańskich sklepach od razu wiedziałam, że muszę o tym procesie opowiedzieć po powrocie :P Dlatego też postanowiłam zrobić małą dokumentację podczas wizyty w Walmarcie i oto jest wpis o zakupach po amerykańsku. W kilku wcześniejszych wpisach wspominałam już o szale zakupowym jaki dopadał nas w outletach. Dzisiaj będzie o zakupach spożywczych :) Możliwe, że niektórzy z Was słyszeli o najsłynniejszym w USA supermarkecie, w którym to amerykańskie rodziny robią zakupy. Mowa o Walmarcie, który wygląda mniej więcej tak :  lub tak : A tak wygląda ich główne logo i hasło.  Walmart to amerykańska sieć supermarketów założona w 1969 r. przez Sama Waltona. W 2010 r. zdobyła tytuł największego sprzedawcy detalicznego na świecie. Pod koniec 2008 r. Walmart zanotował czysty zysk w granic