Kilka wielkich, amerykańskich metropolii już za nami, nadszedł więc czas na lekki odpoczynek :) Zafascynowani plażami w San Diego i Santa Monica ruszyliśmy brzegiem oceanu w poszukiwaniu kolejnych. W dniu, w którym żegnaliśmy się z Los Angeles dołączyła do nas Tailin, która została z nami już do ostatniego dnia podróży. Od rana niebo było zachmurzone dlatego też zdecydowaliśmy się wykupić kilkugodzinną wycieczkę na środek oceanu w celu oglądania wielorybów. Podekscytowani ruszyliśmy do portu Newport skąd odpływał nasz statek. Oczywiście mieliśmy ze sobą kupony zniżkowe co również odpowiednio zmotywowało nas do zakupu biletów. Ameryka w końcu słynie ze zniżek, kuponów, gratisów i innych promocji, na które wszyscy polują. W oczekiwaniu na rejs zwiedziliśmy okoliczną plażę :)
Tak zapakowany samochód mieliśmy do ostatniego dnia! Deskę surfingową oddaliśmy dopiero na lotnisku :)
Tańczący z gołębiami :) Nasz dyżurny karmiący zwierzęta. Nie raz przysporzyło nam to kłopotów. Przykładowo w Santa Monica na plaży wielki, biały ptak zjadł nam całe chipsy kiedy poszliśmy popływać. Innym razem, chyba w Santa Cruz, zabrano nam worek z sałatą :D Człowiek chce być dobry, wyciąga rękę do potrzebujących zwierząt, a one nie mają dla nas litości :)
Zdjęcie na plaży musi być :)
Zbieramy muszelki.
W oczekiwaniu na rejs.
Z najlepszym kompanem do podróży :)
Wiatr we włosach.
Ekipa podziwiająca.
Okoliczne łajby :)
Zamiast wielorybów są delfiny :)
Wrażenia były niesamowite. Skakały, pływały parami, w gromadce, były ciemne i jasne, mniejsze i większe :) Nigdy nie widziałam tylu " dzikich " delfinów ( w sensie nie w zoo ). Bardzo polecam taki rejs, jeśli ktoś kiedyś będzie miał możliwość. Mimo iż wiało i miotało łajbą na wszystkie strony wrażenia nie do opisania.
Tutaj na filmiku możecie zobaczyć jak było ich dużo i jakie robiły przed nami show :)
Po skończonym rejsie wybraliśmy się na pierwszy i ostatni tego dnia normalny posiłek :D Nie jest tajemnicą, że podczas podróży nam się nie przelewało, dlatego też w tym okresie byliśmy miłośnikami Subway - baru kanapkowego, gdzie mogliśmy kupić dłuuuugą bagietkę z bogatym wnętrzem już za 5$! Niestety nie posiadam zdjęć z momentów konsumpcji, prawdopodobnie dlatego, że byliśmy tak zafascynowani posiłkiem, że żadne z nas nie pomyślało o pstrykaniu fotek :D
Kiedy już napełniliśmy brzuszki, udaliśmy się w kolejną mini podróż. Już po kilkudziesięciu minutach byliśmy na słynnej drodze ROUTE 66.
Route 66 lub też U.S. Route 66, popularnie Mother Road pol. Droga-matka lub Autostrada Willa Rogersa – otwarta 11 listopada 1926 roku trasa drogowa w USA o długości 2448 mil (3939 km) łącząca Chicago z Los Angeles, a od 1936 przedłużona do Santa Monica. Przebiegała przez stany Illinois, Missouri, Kansas, Oklahomę, Teksas, Nowy Meksyk, Arizonę i Kalifornię, by zakończyć swój bieg w Los Angeles.
Tak przebiegała słynna droga 66. W tej chwili jest mało uczęszczana ponieważ wybudowano nowe i lepsze. My jednak nie mogliśmy odpuścić sobie zobaczenia chociażby jej małego odcinku :) Świetnie się złożyło, bo na miejscu byliśmy prawie z zachodem słońca, także efekty były niezapomniane.
Nie zabrakło pamiątkowych fotek. Tego dnia mieliśmy pierwsze spotkanie z szeryfem, który upomniał nas, że nie powinniśmy zbyt długo zatrzymywać się na tej drodze. Wybaczone nam zostało to jednak, bowiem jesteśmy turystami :) A turyści jak wiadomo mają zawsze lepiej, bo przecież nie są świadomi jakie obowiązują zwyczaje :D Zapamiętam do końca życia także jeden moment z tamtego miejsca. Kiedy zbieraliśmy się do robienia fotek, w pewnym momencie ujrzeliśmy w oddali duży autobus. Tak, po chwili już wiedzieliśmy to duży, amerykański, jak z filmów autobus z więźniami. Zachód słońca, mało uczęszczana droga, w oddali widać ogromne mury z drutami - poczułam się jak w jednym z amerykańskich filmów akcji :D To było niezwykłe uczucie, które pozostanie mi w pamięci na długo.
Kiedy ruszyliśmy w drogę, każde z nas chciało poprowadzić naszego Nissana.Być na historycznej drodze i się nią nie przejechać? :D
Ten dzień zakończyliśmy na małych zakupach w Wallmarcie. Tutaj widzimy ciekawe trunki, które można znaleźć w amerykańskim sklepie oraz polską kiełbasę, która ( jak recenzowali chłopcy nie była zbyt dobra i chyba do polskiej się nie umywała )
Jak zwykle mieliśmy problemy z zapakowaniem :D
A już w kolejnym odcinku, jak znaleźliśmy się na jednej z dzikich plaż :)
Komentarze
Prześlij komentarz