Witam wszystkich o
2.30 w nocy z Miami! Kiedy prawie wszyscy opuścili już Grand View
zniecierpliwiona oczekiwałam mojego dnia, kiedy i ja pożegnam się z deszczową
Minnesotą. Mój ostatni tydzień minął mi wyjątkowo szybko. Pakowanie, ostatnie
zakupy, ostatnia szalona noc i… pożegnania. Myślę, że był to mój najgorszy
dzień odkąd przyjechałam. W sobotę wieczorem pojawiłam się w CRU, aby pożegnać
miejsce, w którym pracowałam przez 4 miesiące praktycznie codziennie. Załoga
CRU nie jest liczna, dlatego też tak bardzo się ze sobą zżyliśmy. Zarówno
kelnerzy i kucharze oraz managerowie są ze sobą bardzo związani. Momentami
czułam się tam jak w rodzinie. Dlatego też tak ciężko było mi stamtąd odejść.
Na pożegnanie dostałam kilka drobnych prezentów i kartkę, na której znalazłam
wiele ciepłych słów.
Z Marhą pożegnałam się już w piątek, gdyż w sobotę jako jedyna miała wolne.
Załoga CRU. Chef Marley, Mike, Jo i Shania - kucharze. Julie, Jill,Jesse, Nicole - serwerzy, David - barman i Miles - manager :)
Z managerem, który zwykle nazywał mnie crazy polish girl :)
Z szefem kuchni - Marley, który zaś nazywał mnie my little polish girl :) W czwartek zaś wybraliśmy się na pożegnalny luncz do Olive Garden :) Prawie wszyscy serwerzy, Miles i Shanaia pojawili się na lunchu.
Tak wyglądało moje miejsce pracy przez 4 miesiące :)
W wolnych chwilach doskonaliłam swoje umiejętności barmańskie - lemoniada :)
Tak żegnaliśmy Constantina, który wyjeżdżał już 15 września.
GLC - to tutaj mieściła się moja restauracja, w weekendy odbywały się tutaj wesela na 200 - 300 gości. Kosztowały ogromne pieniądze, ale były jednocześnie piękne.
W niedzielę rano zaś pożegnałam miejsce, w którym zaczęłam pracować i czasami znajdowałam się w grafiku – Main Lodge. Pracowałam tam na śniadaniach wraz z kilkoma osobami z internationalsów. Bardzo zżyłam się tam z Alexą i Janką z Węgier, które również tam pracowały. Zazwyczaj swój dzień zaczynałam o 6.00. Przeżyłyśmy tam razem wiele ciężkich poranków J
Z Peggy i Kathy :)
Trudno było mi się również pożegnać z
chłopakami, z którymi głównie spędziłam ostatnie dwa tygodnie ( po wyjeździe
Węgrów i Polaków ) na oglądaniu filmów, rozmowie czy siedzeniu przy ognisku.
W ostatnim tygodniu
września na Grand View została nieliczna grupa osób, co pozwoliło nam się
bardziej ze sobą zżyć. O dziwno pogoda dopisywała, nie padało i było całkiem
ciepło, dzięki czemu z zachwytem mogłam podziwiać Minnesotę jesienią.
Mimo tego
Grand View świeciło pustkami, co jeszcze bardziej przypominało mi o tym, że
niedługo będę musiała opuścić to miejsce. Z jednej strony byłam zmęczona pracą
oraz szczęśliwa i podekscytowana podróżą, a z drugiej ogarniał mnie smutek i rozżalenie,
że to już koniec tej niezwykłej przygody. Na Grand View spędziłam 4 miesiące.
Zdążyłam przyzwyczaić się do pracy, ludzi i nawet swojego pokoju. Wciąż nie
mogę uwierzyć w to, że wakacje się skończyły. Poznałam wielu wspaniałych ludzi,
zdobyłam wiele przydatnych umiejętności, dowiedziałam się wielu ciekawych
rzeczy. Myślę, że na długo w pamięci pozostanie mi to miejsce oraz poznani tam
ludzi i że już niebawem będzie mi dane się z niektórymi spotkać J
W piątek kelnerka z
CRU, Julie zabrała mnie do oddalonego o ok.40 minut polskiego miasteczka –
Sobieski. Do końca nie mogłam uwierzyć, że takie miejsce istnieje. Kiedy
zobaczyłam nazwę miasta i WITAMY po polsku byłam zachwycona. Julie zabrała mnie
do polskiego baru o takiej samej nazwie, gdzie dostałam kilka upominków i
musiałam wypić wraz z barmanem polskiego shota, oczywiście z wódki Sobieski.
Musiałam obronić honor Polaków i wypić kieliszka. W Sobieskim zjedliśmy też
lunch i wraz z Julie i Jill ruszyłyśmy w drogę powrotną. Dzień uważam za
niezwykle udany i jestem wdzięczna Julie, że mogłam na własne oczy zobaczyć to
miasteczko.
Polski kościół
To miasteczko naprawdę istnieje!
Sobieski :D
Przed wyjazdem Joanny, Iryna - serwer z Main Lodge zabrała nas na lunch do chińskiej restauracji :)
W niedziele rano opuściłyśmy Grand View.
Tymczasem w
oczekiwaniu na Sylwię i Mateusza, piszę posta z lotniska w Miami. Spędzimy
tutaj 3 dni, aby na kolejne 4 polecieć na Bahama J Było to moje
marzenie z zeszłego roku. Wiedziałam, że tym razem nie zamierzam jechać do
Californi, bowiem rok temu zwiedziłam wszystko co mnie interesowało. Patrząc z
biegiem czasu, mój Road Trip po Californii uważam, za niezwykle udany. W tym
roku postanowiłam więc wydać zarobione pieniądze na zwiedzenie innych zakątków
USA. Po wizycie na Bahamas ( które należą do Wielkiej Brytanii, stąd wymagana
jest wiza turystyczna ) kolejnym punktem naszej podroży jest Nowy Jork. Spędzimy
tam weekend, aby w poniedziałek wypożyczonym samochodem ruszyć na Niagara
Falls. Mam też w planach pojechać do Atlantic City ( takie małe Vegas ), które
oddalone jest jedynie o 2.5 h od Nowego Jorku. Mam nadzieję, że uda mi się to
zrealizować. Trzymajcie kciuki i do następnego posta, którego zapewne napisze
już z Bahamas J
Edit: buziaki spod palmy ! :D
Komentarze
Prześlij komentarz